-->


Ogłoszenia

I po lekkich czystkach.
Autorzy usunięci zostali tylko z linków, więc wystarczy kontakt w administracji, by ich przywrócić. ;)

21 sierpnia 2013

Pies

Imię: Nieznane
Nazwisko: Nieznane
Pseudonim: Pies
Wiek: Na oko liczy sobie jakieś trzydzieści i pięć wiosen, jednak blizny postarzają człowieka, co utrudnia pewniejsze określenie.
Pochodzenie: Obcy akcent zdradza, że mężczyzna pochodzi z poza granic Osllo, nie chce jednak rozmawiać o tym skąd jest naprawdę.
Rasa: Definitywnie człowiek.
Profesja: Włóczęga.

O tym osobniku nie wiadomo właściwie nic konkretnego. Nikt nie potrafi powiedzieć skąd przybył, jak ma na imię, ile ma lat, ani czym właściwie się zajmuje - choć co do tego ostatniego istnieją pewne podejrzenia. Najczęściej można go spotkać pijącego w karczmach lub śpiącego w jakimś zaułku. Mówi się o nim, że jest pijakiem, włóczęgą, prawdopodobnie złodziejem lub innej maści zbirem. Czym się więc różni od setek jemu podobnych? Prostym faktem, że rzadko który bezdomny nosi przy sobie miecz. A jeszcze rzadziej miecz ten przywiązany jest mocno bandażem do pochwy, uniemożliwiając dobycie bez rozwiązania lub rozerwania bandaża. Nikt też nigdy nie widział, by faktycznie mężczyzna ten miecz kiedykolwiek dobył.
Skąd więc jego pseudonim? Dość zaskakującym byłoby, gdyby mężczyzna przedstawiał się jako "Pies". Cóż. Pierwszy raz został określony "psem" w sposób pogardliwy, gdy wyzwany do walki przez urażonego rycerza odmówił mu tej satysfakcji. Później przylgnął do niego ów przydomek, jak i opinia tchórza (lub też człowieka rozsądnego zdaniem co bardziej spostrzegawczych), on sam natomiast nigdy nie oponował przeciw nazywaniu go w ten czy inny sposób. Zasadniczo, wydaje się, że wszystkie obelgi zwyczajnie spływają po tym mężczyźnie.
Nikt poza nim samym nie wie także, skąd wzięły się jego blizny - zdecydowanie wyglądające na zadane ostrzem - a on sam unika tego tematu jak ognia, podobnie jak w przypadku własnego pochodzenia.


Pies to dość wysoki mężczyzna o dość imponującej posturze, nie wykraczającej jednak poza granice normalności. Na jego ciele dostrzec można zarysy mięśni, które wyglądają na niegdyś intensywnie trenowane, obecnie trochę zaniedbane - niewiele jednak brakuje z pewnością mężczyźnie by wrócić do pełni formy, gdyby tylko chciał.
Mocne rysy twarzy są gdzieniegdzie poprzecinane bliznami zadanymi bez wątpliwości bronią ciętą, które choć nie szpecą mężczyzny tak okrutnie jak jego zaniedbanie, to sprawiają, że nie jest kimś, z kim chciałoby się spotkać w ciemnym zaułku.
Posiada krótkie, nierówno obcięte (najpewniej nożem) ciemne włosy, które zasadniczo wyglądają na skracane wyłącznie z kwestii praktycznych aniżeli estetycznych.
Szare oczy patrzą na świat ze zmęczeniem osoby, która zbyt wiele widziała, przeszła i zrobiła. Jest to wzrok człowieka doświadczonego, mimo iż nie może być on szczególnie stary. Gdyby był bardziej rozmowny, nie ma wątpliwości, że miałby niejedną historię do opowiedzenia.
Wzrok ludzi zwykle przyciąga długi miecz, który osobnik nosi na plecach lub przy pasie, zależnie zapewne od humoru. Co więc jest tak ciekawego w tym mieczu? Zapewne to, że jest cały obwiązany niegdyś białym, teraz balansującym na granicy szarości, czerni i kilku innych kolorów bandażem, który skutecznie utrudnia dobycie go - co sądząc po wieku bandażu nie zostało zrobione od wielu lat.

________________



8 komentarzy:

  1. [ Dlaczego on mi się skojarzył z połączeniem wiedźmina z asasynem? Kurczę, już go lubię! No i ten obrazek na końcu... Jak zasnę, to będzie dobrze :D
    Wątek, wątek! Mam nadzieję, że się skusisz i ew. zarzucisz jakimś pomysłem, bo ja to tutaj wolę zaczynać. ]

    Einthale

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedziała na drzewie, celując z łuku w sobie bliżej znany cel. Wypatrzyła gdzieś daleko jakąś sarnę, czekając tylko na odpowiedni moment, żeby znalazła się w zasięgu jej strzału. Coś jednak nieszczęśliwie musiało ją spłoszyć, akurat w momencie, w którym elfka napięła cięciwę łuku w gotowości do ataku. Spłoszona zwierzyna czmychnęła w las. W tym czasie Lore’Lhin opuściła broń, nie chowając jej jednak jeszcze. Kto wie, co mogło ją spotkać w tych lasach? Spojrzała w dół, wprost na sylwetkę podejrzenie wyglądającego mężczyzny. Zamiast jednak poczuć trwogę, zsunęła się prawie bezszelestnie z gałęzi i znalazła się idealnie za jego plecami, łamiąc w ostatniej sekundzie gałązkę, kiedy wspięła się na palce, żeby móc powiedzieć mu miękkim, melodyjnym tonem wprost do ucha:
    - Witaj, nieznajomy.
    Chwilę potem zacisnęła zapobiegawczo dłonie na trzymanej broni i cofnęła się z przezorności do tyłu, uśmiechając się pozornie beztrosko do mężczyzny, kiedy ten zwrócił ku niej twarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. [No to oficjalnie. Kartę czytałam, więc... jednak ta karczma? Plus - masz jakieś specjalne wymagania. Ew. wolałbyś wcześniej ustalić relacje? Ja nie ukrywam, że jestem za definiowaniem ich podczas gry.]

    OdpowiedzUsuń
  4. Niska, wyraźnie kobieca postać w czarnej pelerynie weszła do karczmy. Pomieszczenie wydawało się zatłoczone, pachniało nieco stęchle, przetrawionym alkoholem i dziwnym swądem, którego nie potrafiła zidentyfikować. Stanęła w progu wyłapując spojrzeniem jedyny stolik, który zdawał się być pusty. Dopiero w momencie, w którym przy nim siadła, dostrzegła, raczej wcześniej nie rzucającego się w oczy mężczyznę. Jak go minęła? To proste. Spróbujcie kiedyś poruszać się w szerokim kapturze po tak zatłoczonym lokalu. Elfka zsunęła materiał z głowy, pozwalając miodowym pasmom włosów spłynąć po jej ramionach. Utkwiła swoje ciemne spojrzenie w nieznajomym, uśmiechając się do niego w dość nieprzenikniony, nieuzasadniony niczym sposób.
    - Aiya - zainicjowała w bardzo naturalny sposób elfie zdziwienie.
    - Witaj, Usquener
    Słowa wypowiedziała miękko, ale cień drwiny, jaki przez moment czaił się na jej licu, budził do refleksji, czy elfia fraza, jaką go skwitowała, należała do pochlebnych. Beztroski uśmiech na jej ustach, który rozjaśnił jej twarz, nie wskazywałby na nic obraźliwego… a może?
    - Nie masz oczywiście nic przeciwko?
    Wskazała głową na siedzenie obok niego, a choć zadała pytanie, wcale nie zdawała się brać jego odpowiedzi pod uwagę. Najwyraźniej wcale nie czekała na jego zgodę, bo rozsiadła się wygodniej, całkiem swobodnie, jakby znalazła sobie towarzysza, jakiego znała już nie od dziś. Choć wiadomo, nie było to prawdą.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Huhu, tajemniczo. Lubimy to! Już się doczekać nie mogę, bo z Psiaka na ten moment się wydaje ciekawy facet, więc spodziewam się wiele :D
    Co do tego mojego skojarzenia... Siedziałam sobie wczoraj w koszulce Assasin's Creed 2 i tak patrzyłam na art, a potem na swój t-shirt i chyba stąd takie skojarzenie. No w każdym razie z Psiakiem wątek chciałabym mieć <3
    Wpadło mi do głowy, że Einthale mogłaby nie mieć pieniędzy na jakiś nocleg, więc zasnęłaby gdzieś w ciemnym zaułku i tam właśnie napotkałby ją Psiak. Dalej jakoś by się chyba samo potoczyło. Co ty na to? >D ]

    Einthale

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero przybywała do miasta. Dopiero znajdowała się w karawanie wiozącej ją wraz do nowego domu. Niedawno pożegnała się z matką i szczerze powiedziawszy – czuła się nieco smutna. Nie okazywała tego jednak nawet drobnym gestem, czy miną. Zaprzysięgła sobie bowiem, że w tej kwestii wykaże się największym, możliwym zrozumieniem i bez szemrania zaakceptuje swój los. Tak też się stało. Zachowywała się jak zawsze. W ciągu ostatniej godziny zażądała dwukrotnie przerwy stwierdzając iż ta podróż ją męczy. Psioczyła na woźnicę, który w jej mniemaniu wybrał najbardziej wyboisty trakt z możliwych. Na nic zdały się tłumaczenia, iż ten miał być najbezpieczniejszy… Dwóch, wybitnych elfich strzelców, którzy na siwych, pięknych ogierach powoli okazywało swą bezradność, powoli zaczynało się irytować, a gdy czuły słuch białowłosej był poza zasięgiem ich słów – wygadywali o niej takie rzeczy, że pewno zostaliby za to straceni, gdyby ona, tudzież jej ojciec to usłyszeli…
    Tak czy owak byli już nieopodal miasta. Po wielu, długich dniach, męczącej drogi wszyscy byli wyczerpani. Freesia powoli traciła siły nawet na marudzenie i marzyła o tym, by w końcu jej delikatne ciało zakosztowało rozkoszy aksamitnej pościeli i miękkiego łoża.
    I wtedy właśnie, w tym właśnie lesie jakby znikąd wyłoniło się czworo zbójów! Każdy uzbrojony w kuszę. Każda kusza natomiast wycelowana była kolejno – w woźnicę powozu wiozącego rzeczy przyszłej księżniczki, w woźnicę, który w karecie wiózł ową osóbkę wraz z jej ojcem,który zdecydował się towarzyszyć jej w czasie podróży i dwóch strażników.
    - Złazić z koni, szmaty!
    Oh… Białowłosa wzdrygnęła się wyrwana tym szpetnym słowem, z krótkiej, niezbyt przyjemnej drzemki. Zerknęła w gomółkę swego powozu uchylając ostrożnie zasłonkę.
    Bogowie!
    Okradną ich!
    Zabiją!
    Albo jeszcze gorzej… Zabiją JĄ.
    I co wtedy?!
    Odszukała spojrzeniem ojca – wysokiego, przystojnego elfa, który wyglądem przypominał już czterdziestolatka – z racji na wiek, który posiadał – i zamrugała z przerażeniem. Rozwarła usta,by przemówić, gdy ten uniósł dłoń,w geście uspokojenia swej najmłodszej córki.
    Sięgnął do kufra znajdującego się przy jego łydce – otworzył go ostrożnie ujmując w dłoń małą, poręczną kuszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpatrywała się w niego przez chwile, pochylając się nad stolikiem. Oparła wtedy ręce na blacie, przechylając głowę lekko na bok. Z tej dziecinnej pozy nie dało się wyczytać jej myśli. Zresztą, wyglądała całkowicie swawolnie. Mało kto porywałby się o szukanie w jej zachowaniu głęboko ukrytych podtekstów. W przeciwieństwie do swojego towarzysza, ona uśmiechnęła się śmiało w jego stronę, jakby niczego przed nim nie chciała zataić. Nie wydawała się wcale onieśmielona jego słowami, ani specjalnie rozbawiona, choć uśmiechała się do niego. Raczej niezależnie od jego wypowiedzi. Pokręciła tylko ledwie dostrzegalnie głową i oparła się z powrotem za sobą, wpatrując się w niego w skupieniu.
    - A byłbyś w stanie zaryzykować swoją głowę za stwierdzenie, że siadłam tu przypadkowo, Edan?
    Jej uśmiech zmienił się odrobinę. Trochę zelżał, a potem patrzyła na niego przez moment poważnie, dopóki nie zaśmiała się dźwięcznie, a jej śmiech nie odbił się, zapewne, w głowie nieznajomego przyjemnym, melodyjnym tonem.
    - Lore’Lhin – podpowiedziała mu swoje imię – znam sposób w jaki mógłbyś się łatwo odkupić pewnemu urodziwemu dziewczęciu.
    Jej głos zadrżał w pewnym momencie ledwie dosłyszalnie, jakby przez jakiś ułamek sekundy zastanawiała się nad zmianą neutralnego tonu głosu. Chęć tą najwyraźniej stłumiła w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Freesia zamarła. Zamarła widząc co się wyprawia na zewnątrz. W moment wcześniej była już stracona. Cały jej majątek miał być skończony, a teraz... Teraz zjawił się najzwyklejszy, śmierdzący potem i brudem włóczęga. I zapanował nad sytuacją lepiej, niż poradziło sie dwóch NAJLEPSZYCH wojaków z jej królestwa! Jak do tego niby doszło? Jakim cudem zwyczajny... Pf... Człowiek! Zwykły człowiek! Śmiertelnik żyjący góra siedemdziesiąt lat mógł to wszystko... Opanować? Co takiego miał w sobie, czego elfy... Kilkuwieczne elfy nie miały?
    Serce łopotało mocniej w klatce żeber, uderzało raz po raz - na kształt kafara - gdy padali kolejni zbójcy.
    I nawet jej tatko nie śmiał się wtrącać do tego co działo się na zewnątrz, mimo iż w dłoni dzierżył kuszę, w której użyciu był mistrzem. Bo i po co, skoro ten kmieć bez najmniejszego problemu poradził sobie z tym niebezpieczeństwem?
    Nie minęła chwila, a było już po wszystkim.
    Przyszła księżniczka wpatrzona w okno zamrugała dość szybko, jakby nie chciała uwierzyć temu, co przedstawia się przed jej ślepiami. Rozwarła usta w wyrazie bezkresnego zaskoczenia.
    - Panie ojcze... - Odezwała się w końcu po chwili, ledwie kilku sekundach po całym zajściu.
    Właściwie niby sekundach - dla niej każdy kolejny cios trwał w nieskończoność. Napięcie, które budowało się w tych momentach zdawało się nie mieć ujścia. Do chwili, rzecz jasna- w której było już po wszystkim. Do chwili, w której rabusie zostali pokonani, a nieznajomy jakoby na polu chwały pozostały nie opuścił rąk… Bogowie! Chciała go mieć! Bardzo chciała!
    - Tak, Freesio? – Ojciec miał ściszony nieco głos. Jakby bał się, że za moment może coś jeszcze się wydarzyć.
    Białowłosa przeniosła nań spojrzenie, zmrużyła lekko powieki. Na jej twarzy wykwitła determinacja bliska tej, która towarzyszyła jej kilka dni temu, gdy szlachcianka wypatrzyła na swej drodze wysadzaną jakimiś diamentami suknię. Niezwykle drogą suknię! Determinacja, która świadczyła o tym, że kobieta chce coś mieć. I to koniecznie, że bardzo czegoś pragnie.
    - Kup mi go. Chcę go mieć. – Ale ale… Człowieka?! Była cena za człowieka, który z góry widać – nie był niewolnikiem, a wojakiem po przejściach przez które zmuszony był zejść ze swej życiowej ścieżki?
    - Ale…
    - Zapytaj! Zapytaj jaką ma cenę! Wszak to oczywiste, że bogowie postawili go na mej drodze, abym miała odpowiedniego ochroniarza, nie sądzisz? Poradził sobie lepiej aniżeli nasi najlepsi wojacy. Potrzebuję takiego wykidajły. – Obróciła głowę w bok jakby nieco poruszona dziwnym skąpstwem ojca. Odetchnęła głębiej, by zaraz spojrzenie – tym razem prawie błagalne, wbić w jego twarz. Jakby… Jakby zaraz popłakać się miała! Jego biedna, najukochańsza córeczka! Tak być nie mogło! – Tatku…
    I cóż miał ten biedny elf poczynić? Odłożył kuszę i opuścił karetę, by przystanąć przed nią – nieopodal włóczykija, który stanął na ich życiowej drodze, do tego stopnia, że córka zapragnęła mieć go dla siebie.
    - Witaj mości panie. – Tak rzekł KRÓL, prawdziwy, elfi KRÓL gdy spojrzał na zwyczajnego włóczęgę! – Wdzięczni jesteśmy bardzo, żeś stanął dziś na tym trakcie, by nas bronić i… Moja córka, przyszła księżniczka Ocllo zapragnęła mieć cię w swej świcie. Zdradź mi cenę za swe usługi. – To powiedział dość ostrym, władczym tonem.
    Naprawdę wyglądał zresztą na bogacza – po stroju, gestach, tonie… po wyglądzie – po wszystkim można było poznać, iż ten pochodzi z wyższych sfer i gotów jest zapłacić ile temu się zamarzyć może… Ta… Nie był skąpy. Zwłaszcza, gdy jego córeczka robiła w jego kierunku maślane oczy. Nie chciał się z nią kłócić przed wyjazdem. Co gdyby w końcu zrezygnowała z zamążpójścia? Mogłaby stroić pretensje, prychać i wzdychać, jak to w zwyczaju miała.
    Dlatego wolał wyłożyć pieniądze.
    Dla świętego spokoju.
    Tego go właśnie, te jego kobiety nauczyły. Niestety.

    OdpowiedzUsuń

Opowiadania